Najświętsza Panienko Płaszowska, prosimy Cię o dalszą opiekę nad naszą rodziną i o szczególne błogosławieństwo dla naszych dzieci, bo to są bardziej Twoje niż nasze dzieci.
W październiku 1982 roku wzięliśmy ślub w kościele parafialnym Najświętszego Serca Jezusowego. Byliśmy bardzo szczęśliwi. W 1983 roku urodził się nam syn. Miałam problemy przy porodzie, ponieważ zaczął odbywać się pośladkami, lecz dzięki opiece Bożej i położnej wszystko skończyło się dobrze. Piotr urodził się normalnie i jeśli mówiłam o tym któremukolwiek lekarzowi, twierdził, że to niemożliwe, aby samo dziecko mogło obrócić się w czasie akcji porodowej i urodzić się normalnie. My z mężem widzimy w tym tylko rękę Bożą, bo w dzień porodu odbyła się msza święta w naszym kościele w intencji dziecka i mojej.
Był to początek. Po Piotrusiu zaszłam ponownie w ciążę, lecz w pierwszych tygodniach poroniłam. Leczyłam się w spółdzielni lekarskiej, miałam zapalenie jajników i jajowodów. Lekarz po jakimś czasie stwierdził, że zaczynają się robić zrosty. Doradzał nam, że jeśli chcemy mieć dziecko to teraz, bo potem będzie za późno. Zdecydowaliśmy się z mężem bardzo szybko. Zawsze mówiliśmy, że jak Bóg będzie łaskaw, to będziemy mieć dzieci, nie jedno, lecz więcej. Było to w listopadzie.
Przez cały Adwent prosiłam Matkę Bożą o błogosławieństwo dla całej rodziny. Uczestniczyłam z mężem przez okres adwentowy codziennie w mszach świętych. I wyprosiliśmy -
zaszłam w ciążę, lecz już na początku okazało się, że są problemy. Lekarz zapytał, czy chcę się męczyć, że to nie ma sensu i dziecka nie donoszę. Zdenerwowana wyszłam z gabinetu. Udałam się wkrótce do innego lekarza, też w spółdzielni lekarskiej, lecz z jego strony nie było widać większej nadziei na utrzymanie dziecka. Przez cały ten czas modliliśmy się z mężem o to dziecko do Najświętszej Pani Płaszowskiej i Ona nam pobłogosławiła. 16 sierpnia urodziła się nam zdrowa córeczka, Marysia. Może to zbieg okoliczności, ale w tym dniu jak co roku wychodziła pielgrzymka na dróżki do Kalwarii Zebrzydowskiej, w której już w czasie trwania naszego narzeczeństwa uczestniczyliśmy z wielkim nabożeństwem. Wyszłam ze szpitala z Marysią dokładnie wtedy, gdy po sumie wracała nasza pielgrzymka.
Po trzech latach stwierdziłam, że jestem ponownie w stanie błogosławionym. Była to wielka radość w naszej rodzinie, lecz już wkrótce powtórzyły się perswazje lekarzy, że nie donoszę ciąży, że poronię, że lepiej "wyczyścić". Byłam oburzona i zawiedziona, że nie trafiłam na lekarza, traktującego bezbronne maleństwo jako dar, którego trzeba bronić i o niego walczyć. Nie mogłam tego znieść i poszłam ze swym maleństwem przed Najświętszą Panią Płaszowską zrezygnowana, ale pełna nadziei. Modliłam się gorąco i znowu powtórzył się okres Adwentu i nasze częste uczestnictwa w mszach świętych z wielkim oddaniem.
Kiedy byłam już w szóstym miesiącu ciąży, poszłam do tego samego lekarza po skierowanie do szpitala. Zdziwił się bardzo, że jeszcze nie proniłam i twierdził, że to i tak nastąpi. Dnia 3 czerwca 1987 roku urodziłam zdrową córeczkę, dając jej imię Bogumiła.
Tak oto nasza Pani Płaszowska czuwa nad naszą rodziną i naszymi dziećmi. Od dnia naszego poznania z mężem osobiście modliłam się o błogosławieństwo dla nas. Bardzo często jeszcze jako narzeczeni chodziliśmy na nabożeństwa związane z Matką Bożą, potem oddaliśmy się w Jej opiekę w dniu naszego ślubu i wszystkie nasze smutki i radości przeżywamy razem z Nią. Prosimy Ją, dziękujemy Jej, zawsze zwracamy się do Niej jako do naszej Opiekunki Najukochańszej.
Z ogromną wdzięcznością,
miłością i oddaniem
H. i R. K.